niedziela, 10 lipca 2016

Tak jak obiecałam :D ROZDZIAŁ 3

Rozdział trzeci
~~~~~~~~~~~~~~~~

A jeśli to ci sami chłopacy którzy mieli trening. - pomyślałam z niepokojem. Prawdopodobieństwo że jeden z nic to mój wybawca, wynosiło dużo, no bardzo dużooo. I chcąc czy nie chcąc mój mądry piesek Odi stwierdził że to idealna okazja aby pozwiedzać okolicę i szybko dał nogę z podwórka Dobrze ,że chociaż ona mam mózg. - wymamrotałam w złości pod nosem patrząc na Misia śpiącego  w cieniu schodów, zrywając się biegiem za uciekinierem. Wyszłam z zza rogu a pies wpadł mi pod nogi. Skończyło by się to drugim już tego dnia upadkiem lecz, znów ktoś mnie złapał. Tym razem wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem i troską duże brązowe oczy. Gdy wróciłam do pionu spostrzegłam że Pan Brązowooki kogoś mi przypomina. Ale oczywiście nie mogłam sobie przypomnieć kogo..  Był to wysoki wysportowany chłopak o śniadej karnacji i włosach w kolorze ciemnego blondu. -Hej, nic Ci nie jest?! - zapytał z taką troską jaką obdarza sie osobe tylko dobrze nam znaną. -Nie, żyje, to najważniejsze. - odrzekłam z uśmiechem. -Jaki fajny piesek. Sliczny jesteś wiesz? - powiedział jego kolega głaszcząc Odiego. No no jakie przystojniaczki..- pomyślałam. Ale chwila moment.. Te oczy, ten uśmiech... O BOŻE! TO MÓJ "WYBAWCA"... - moja psychika była w tym momencie rozwalona. Pan Wybawca mnie uratował i ten Brązowepaczłki tez, i ona sie znaja, o ja cie kręce a jeśli on to.. - nie dokończyłam mojej myśli bo wtedy Brązowooki powiedział: -A tak w ogóle to jestem Jackob, ale mów mi Jack.- Wiec Pan o brazowych oczkach to Jack, spoko.-pomyślałam. -A ja jestem Artur. Ale my się już dziś spotkaliśmy.  -Victoria. Tak, to tym mnie złapałeś na boisku.-odrzekłam z niepewnym uśmiechem. Mam wrażenie ze Jackob cały czas mi się przygląda. Lecz przerywa to by powiedzieć- Ahaa. Więc to ty byłaś tą damą w opałach. -Tak, to ja. -odrzekłaś. Naszą wymianę zdan przerwał Artur. -Musze ci powiedzieć że bd miała świetnych sąsiadów. -Tak?? -spytałam zupełnie zbita z tropu. -Artiego i mnie.Artur mieszka za płotem ,a ja kilka domów dalej po drugiej stronie ulicy. Ten wątek przerwało wesołe szczekanie Odiego. -Wiecie, ja chyba wróce z moim wariatem do domu i dam mu wody.-powiedziałam. -Nie ma sprawy.-powiedział posyłając mi oczko Artur. -Do zobaczenia.- powiedzieli niemal jednocześnie. A ja wlałam pieską wody i karmy do misek po czym wróciłam do lektury.

Następnego Dnia.

Kiedy się obudziłam było dosyć wcześnie. Postanowiłam że usadzę swój wielki tyłek na parapecie mojego okna i troszkę poczytam. Gdy miałam otwierać książkę przypomniało mi się ze Artur ma być moim sąsiadem. I właśnie w tym momencie w oknie na przezeciw zauważyłam ruch. Jeśli to bd on to będzie normalnie złośliwość losu. - pomyślałam. I jakby los chciał mi dopiec To akurat mój wybawca, znaczy Artur stał w otwartym oknie. No normalnie cudownie.- pomyślałam.

*Przepraszam że jest taki krótki. Więcej  dowiecie się w Rozdziale 4* ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz